Spontaniczny wyjazd, żeby tylko się przejechać, trasa racławickie, lipowa i na ścieżkę rowerową, resztę koło zalewu trasa powrotna, trochę ścieżką ile trzeba było i reszta nadbystrzycka, zana, sowińskiego, racławickie i do domu :P(tego lubelskiego :P)
I jest , w końcu upragniony wyjazd do upragnionego miejsca do którego zapewne jeszcze wrócę choćby pieszo ;). Wstaliśmy o godzinie 3.30 , pół godziny później niż planowana pobudka ze względu na wczorajsze guzdranie się przy pakowaniu , śniadanie i 4.17 wyjazd. Ok 4.40 byliśmy na wyjeździe na krajową 17 , wyjazd nie zapowiadał tak nieciekawej drogi ok 9 (chyba) , był grad , deszcz i silny wiatr w twarz , więc do Zamościa dotarliśmy na 11 , wjechaliśmy tylko do centrum porobiliśmy na szybko jakieś zdjęcia coś tam podjedliśmy i dawaj na Tomaszów L. i dalej na Hrebenne. W Hrebennem już się fajnie rozpogodziło , lecz , niestety miłe złego początki. Z Polskimi strażnikami udało się załatwić szybko w dodatku nie musieliśmy w ogóle w kolejce stać , ludzie nam sami kazali do przodu jechać ;). Dopiero Ukraińcy nam dali w du.. , powiedział że nas nie puści , ze względu na to że nie jesteśmy zorganizowaną grupą (kasę chciał), ale zagadaliśmy z jednym z Ukraińców który do nas podszedł wzięli nam rowery na bagażniki i nas przewieźli , cała przygoda na granicy skończyła się ok 18. Po przejeździe zaproponowali jeszcze że nas podwiozą do swojej wsi (Rawa Ruska 11) km), zgodziliśmy się , jak dają to trzeba brać ;), przy okazji jeszcze policja ich złapała , jednak widać że kasa załatwia wszystko... Tam spożyliśmy posiłek , podszedł do nas koleś , który na pierwszy rzut oka wyglądał jakby miał nam ochotę coś zapieprzyć albo nóż zasadzić , jednak tylko spytał się czy nie mieliśmy wypadku bo rowery tak sobie swobodnie leżały na ziemi. W końcu wyruszyliśmy , nawet dość przyjemne te widoki na UKR , może poza niektórymi wsiami , ale ludzie autami jeżdżą jak szaleni. Mieliśmy ok 60 km do Lwowa planowaliśmy dojechać ok 23-24 , po przejechaniu ok 25 km jeszcze przed Żółkwią do której byśmy nie zajrzeli , po drodze złapał nas swoją Ładą Mikołaj , nasz ukraiński przyjaciel , który zawiózł nas do Żółkwi oprowadził nas porobiliśmy na szybko fotki i ok 22 pojechaliśmy Ładą do Lwowa , nieźle jedzie mimo że stara ;). Ok 23 byliśmy na miejscu , 23.30 dotarliśmy już na rowerach do domu pielgrzyma na Łyczakowskiej , mieliśmy szczęście że nas przyjęli bo dzień wcześniej zrezygnowała 40 os wycieczka ;) i to koniec dnia pierwszego.
Tu jest trochę zdjęć http://picasaweb.google.pl/tomekpeksa/LublinLwowZakopaneByBikeITrocheMiastPoDrodze#
Wczoraj postanowiłem że wstanę dziś wcześniej i ruszę w trasę ale jakoś nie mogłem się zaprzeć w sobie i wybrać , zbieranie zajęło mi gdzieś ok 1,30 h , ale w końcu udało się. Pojechałem znów nad zalew, tym razem jednak objechałem go z jednej strony drogą i przez przypadek trafiłem do miejsca gdzie mieszkają znajomi :) , a resztę powrót ścieżką i koło Globusa , UMCS'u i do mieszkania i resztę na uczelnię
Niestety miał dziś długo zajęcia na uczelni , a pogoda cały dzień sprzyjała, nawet nie zauważyłem kiedy padało ;). Wreszcie kiedy zakończyłem dzisiejszy dzień edukacji zabrałem się do sklepu zakupiłem błotniki , liczniki i śmigaj do mieszkania , po drodze jeszcze tylko czekolada i już wszystko gotowe :). Jednak już chyba pojawiają się u mnie objawy sklerozy :/ , zapomniałem o lampce przedniej na szczęście zdążyłem się wrócić i spytać o kłódkę. A trasa wyjątkowa spokojna jazda praktycznie zero wody , zgodnie ze ścieżką rowerową , oprócz końcówki , dostałem się pod Hale Globus , a stamtąd resztę na miasteczko i w stronę domu ;).
Spożyliśmy z kolegą obiad i zobaczyliśmy że wychodzi słońce , więc naszła nas myśl że pójdziemy się przejechać na rowerach , w końcu trzeba poznać trochę tego Lublina ;). Niestety już po przygotowaniach i gdzieś po 15 min jazdy złapała nas taka zaj.. ulewa , przeczekaliśmy pod mostem , ale i tak mokrzy , resztę ruszyliśmy ścieżkami nad zalew , gdzie dopieprzyliśmy się błotem :) przy objeździe. Chcieliśmy jeszcze udać się do koleżanki ale niestety nie było jej , więc resztę pojechaliśmy do domu , zmęczeni i brudni , ale szczęśliwi ;).
Studiujący w Lublinie na KULu, sam pochodzący z Zakopanego. We wrześniu 2011 mający operację więzadła krzyżowego przedniego w kolanie prawym, na szczęście udana.