Rano obudził nas deszcz , jako że części ludzi było za ciepło w namiotach spało sobie obok i zaczęła biegać w panice ;). Drugi dzień w tymże Budapeszcie spędziliśmy w Budzie , ale już nie był tak przyjemy jak wczorajszy lało i wiał zimny wiatr na szczęście udało się przeżyć , a dzień można uznać za udany ;).
Jako że w Budapeszcie postanowiliśmy zostać 3 noce pierwszy dzień zwiedzania poświeciliśmy Pesztowi. Wieczorem skoczyliśmy na wzgórze Gellerta aby zobaczyć panoramę miasta a gdy już zeszliśmy okazało się po kilku km że idziemy w złą stronę , shit , szliśmy w nią chyba ze dwie godziny do 2 w nocy. Dobrze że znaleźliśmy kogoś kto nam pokazał właściwą drogę i właściwy autobus , bo inaczej to nie wiem czy bym teraz coś pisał ;).
Rano sobie wstaliśmy o 5 szybko zebraliśmy , zjedliśmy co tam było a Pan poczęstował nas kawką , tylko trochę tej kawki mało było jak na nasze potrzeby. Po krótkiej chwili , pożegnaniu się ruszyliśmy w trasę . Niestety pojawił się nam pierwszy błąd tej wyprawy i zamiast pojechać na Csany pojechaliśmy na Jaszarokszallas , więc chcą nie chcąc dojechaliśmy już do niego i nadłożyliśmy trochę kilometrów , jakimiś wsiami dojechaliśmy do głównej drogi(32) do Pusztamonostor i dalej na boczną przebijać się wsiami aż do Szentmartonkata i resztę tą główną (31) dotarliśmy na ok 13,13:30 do Budapesztu w którym jakiś czas błądziliśmy aby znaleźć melinę w której mieliśmy rezerwację. Na obrzeżach miasta z drogami jest masakra , ale centrum to jest normalnie cudo , a ścieżki rowerowe full wypas , ale też tylko te po centrum ;)
Dzień drugi rozpoczął się pobudką o godzinie 5.00 i jak najszybszym zbieraniem aby zniknąć naszym przyjaciołom z oczu i nie karmić ich naszą krwią. Dlatego szybciutko się zebraliśmy i dawaj w 30 min do Madziarów :). Ruszyliśmy stamtąd na Ozd ->Arlo->Eger , za Egerem musieliśmy dać upust organizmom i odpocząć ok 3 godzin w spaniałym cieniu którego było ciężko już później znaleźć , ze względu na temperaturę , słońce , które świeciło od samego rana , prażyło bez litości , topił się asfalt , śmierdziało spalinami, masakra to chyba były moje najgorsze kilometry w życiu. Po odpoczynku dotarliśmy do wsi za Gyongyos , która zwała się Atkar , pierwsza osoba którą zaczepiliśmy o nocleg wyglądała porządnie jednak nie chciała nas przenocować koło domu lecz na placu koło kościoła , gdy kolega już zaczął się rozkładać ( z rzeczami oczywiście ;) ) , przyszła że dzwoniła do burmistrza że nie możemy tam się rozłożyć. Wiedząc że nocowanie na dziko nie jest dozwolone wolałem znaleźć melinę u kogoś niż gdzieś po krzakach zwłaszcza że po tych terenach ciężko w ogóle było je znaleźć , na szczęście jakoś przyjemny dziadek nas przyjął pod swoje skrzydła mimo że za kij nie mogliśmy się porozumieć ale coś tam się dało na migi , dostaliśmy śliwki , coś ciepłego , nie wiem co to było ale było ciepłe i dobre oraz pączki ;) , oczywiście zasnąć nam pomagały komary :/
W drogę mieliśmy wyruszyć o godzinie 4.00 , jednak ze względu na pewne nie przewidziane trudności musieliśmy przełożyć start o parę minut . Pierwszym większym miastem spotkanym na naszej drodze był Poprad ,później ruszyliśmy na Rożnawę przez Słowacki Raj , pogoda elegancka ani nie za ciepło ani nie za zimno można rzec elegancko ;). Gdzieś tam gdybym tylko wiedział gdzie musieliśmy sobie uciąć drzemkę. Po godzince ruszyliśmy ponownie aby na wieczór zostać odrzuconym prze parę słowackich rodzin ;) , więc musieliśmy się rozbić zaraz przy granicy słowacko węgierskiej za miejscowością Kral , na szczęście byli z nami nasi przyjaciele - komary , byliśmy dogryzieni tu i ówdzie ale nigdy na taką skalę jak teraz :/
Tutaj fotki http://picasaweb.google.pl/tomekpeksa/BudapestTrip#
Dziś poszliśmy z kolegą pozałatwiać parę spraw związanych z wyjazdem do Budapesztu , jednak zmieniliśmy decyzję i wyjeżdżamy w środę 21.07 ;) . Oprócz tego dzisiejszego dnia przeszedł lekkie odnowienie , dostał nowy łańcuch i kasetę , zobaczymy jak tenże sprzęt się przyda , oczywiście aby nie zapomnieć założone także slicki kenda kwest 26x1.5
Trzeba było się przejechać , mimo że taki upał , dlatego zdecydowaliśmy że pojedziemy o 7.00 , podczas tej trasy zapadła decyzja że prawdopodobnie w piątek 23.07 wyjeżdżamy do Budapesztu , oczywiście na rowerach ;)
Mały objazd Zakopanego okolicznymi wsiami. Oczywiście aby człowiek się nie nudził kilkanaście km od domu złapał mnie deszcz i to nie taka malutka mżawka ;)
No i dnia ostatniego wiedząc , że nie ma szans żebyśmy nie dojechali , wstaliśmy sobie o 8.00 , zbieraliśmy się na spokojnie i wyjechaliśmy o 9.00 , przejechaliśmy przez Tymbark , Kasinę Wielką . W Rabce-Zdrój zrobiliśmy sobie postój na posiłek , w niej wyjechaliśmy na zakopiankę , parę razy na niej się zatrzymywaliśmy na napitek , resztę ze dwa razy śmignęliśmy po czekoladce i w domu, aby żyć szarą codziennością ;)
Budziki były nastawione na 6 jednak przez niezbyt zachęcającą pogoda , wiatr w twarz i deszcz , postanowiliśmy wstać o 7.00 , po śniadaniu i złożeniu namiotu wyruszyliśmy o 7.40. Oczywiście na początek podjazd , w niedługim czasie dojechaliśmy do Sanoka (ok 9 ?). Nie pojechaliśmy na Krosno żeby sobie nie wydłuża trasy więc objechaliśmy je jakimiś wsiami , dzięki czemu nadrobiliśmy ok 1:30h. Pojechaliśmy do Gorlic w których zjedliśmy zobaczyliśmy jak Francuzi dostają 2 bramki ;), wjechaliśmy na rynek i pojechaliśmy w kierunku Sącza w którym byliśmy ok 21. Po drodze już byliśmy tak śpiący, że prawie zasypialiśmy na rowerach , jednak przez ponad 100km na żadnej stacji benzynowej nie było kawy , albo za mała , albo dystrybutor zepsuty, chyba jakieś zrządzenie losu. W Sączu parę fotek i na Limanową , na nas oczywiście czekał podjazd masakra... Ale jakoś go przeżyliśmy ok 23 byliśmy na miejscu ciepła woda czysta pościel i w ogóle elegancko ;)
Studiujący w Lublinie na KULu, sam pochodzący z Zakopanego. We wrześniu 2011 mający operację więzadła krzyżowego przedniego w kolanie prawym, na szczęście udana.